W Europie w kwestii nazewnictwa orkanów panuje właściwie „wolna amerykanka”, ponieważ różne kraje nazywają je na różne sposoby. W Polsce przyjęło się, że wzorujemy się na nazwach nadawanych przez meteorologów z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie. Stąd też nazwy orkanów są u nas spolszczeniami – czasem bardziej trafnymi, czasem mniej – niemieckich imion. Tak na przykład w przypadku orkanu Grzegorz niemiecki oryginał brzmiał Herwart. Nazwę cyklonu Friederike, który w ciągu ostatniej doby przeszedł nad Polską, wiele mediów błędnie tłumaczyło jako orkan Fryderyk – podczas gdy Friederike to z niemieckiego Fryderyka.
Ale skąd ta Fryderyka? Niemcy wiedzą, jak zarobić nawet na orkanie. Cyklon swoją nazwę zawdzięcza Friederice Hesse – Niemce, która zapłaciła za nazwanie go swoim imieniem. Podobnie było w przypadku wspomnianego już Grzegorza, czyli Herwarta. Ten otrzymał swoją nazwę od nazwiska innego obywatela niemiec, Herwarta Miessnera.
Swój cyklon lub antycyklon może mieć praktycznie każdy. Wszystko to dzięki akcji „Zaadoptuj wir”, którą meteorolodzy z Berlina praktykują od listopada 2002 roku. Niemcy wprowadzili wówczas możliwość nazywania cyklonów wybranym przez siebie imieniem – oczywiście za drobną opłatą. Za dokładnie 236,81 euro można nazwać swoim imieniem wybrany niż. Cena za wyż musiała być oczywiście – analogicznie do nazwy – wyższa. Za przyjemność posiadania własnego wyżu trzeba zapłacić już 355,81 euro.