Magia wikliny czyli Rudnik nad Sanem

RMF FM
Zapraszam was tym razem do pewnego małego miasteczka, które słynie ze znakomitych koszykarzy. To nie znaczy jednak, że grają tam w kosza. W Rudniku nad Sanem wyplatają kosze. Z wikliny. O tym mieście mówi się zresztą : wiklinowa stolica.

Kiedyś  Rudnik słynął z wiklinowych koszy, mebli i innych przedmiotów użytkowych na całą Eruopę. Zaczęło się w XIX wieku, kiedy austriacki hrabia Fryderyk Hompesch, wrażliwy na ludzką biedę postanowił pomóc niezamożnym mieszkańcom Rudnika i wysłał 5 młodych, energicznych chłopców do Wiednia, do szkół plecionkarstwa. Kiedy adepci wiedeńskiej szkoły wrócili do Rudnika, zaczęli uczyć innychA wikliniarstwo to niełatwy fach, bo żeby wykonać denko koszyka, które swoją jakością zadowoliłoby mistrza, należało trenować co najmniej pół roku. Niby więc w Rudniku nie grają w kosza, ale trenują… W okresie międzywojennym koszykarstwo było podstawowym zajęciem dla 10 tysięcy mieszkańców  Rudnika i okolicznych wiosek. Ordynat Łańcucki Alfred Potocki donosił, że wyroby z Rudnika spotkał nawet w Afryce. Po powrocie z tej podróży kupił zresztą od rudnickich rzemieślników, do zamku w Łańcucie wiele wiklinowych mebli. Na rynku w Rudniku stoi dziś pomnik dobroczyńcy hrabiego Hompescha, obok na drzewie wisi ogromny wiklinowy liść, on jeden zostaje kiedy inne opadną.  Na znak, że historia hrabiego na zawsze splotła się z historią Rudnika. Można powiedzieć, że hrabia, rozwijając przemysł koszykarski, wykonał dla mieszkańców Rudnika rzut za trzy punkty…

Reklama