fot. Jacek Skóra / RMF FM
W pracowni Pana Józefa znajdziemy też coś, co dało początek myśleniu o druku 3D. To maszyna, która dokonywała przestrzennych wyżłobień w papierze; rodzaju swoistej płaskorzeźby.
Do tego służy ta stara maszyna z napędem ręcznym. W górną część wkładano tzw. duszę czyli kawałek rozgrzanego żelaza, który podgrzewał formę. Pod spód wkładało się papier bądź inny materiał i dociskało się za pomocą specjalnej wajchy po prawej stronie - instruuje Józef Rakoczy, a za chwilę prowadzi nas do ogromnej ręcznej gilotyny, która potrafi ciąć kilkadziesiąt arkuszy na raz. Drukarze często tracili na niej palce - ostrzega ostatni drukarz RP.
Jedną z ostatnich maszyn jest ta, której pan Józef używał podczas regularnego wykonywania zawodu. Popularna była w latach pięćdziesiątych w ubiegłego wieku i drukowała w formacie B2.