Zaczęło się od pewnej kobiety, która potknęła się i rozbiła na nim garnki z zupą. Zapach przynęcił psy, te oblizały kamień a potem wszystkie padły trupem. Następny był piekarz, który użył kamienia do budowy piekarni. Wkrótce piekarnia się spaliła a wraz z nią i piekarz. Kolejny był murarz, uderzył kamień młotem i stracił wzrok. Takich wypadków było jeszcze wiele, aż w końcu wysłano kamień za miasto i użyto go do budowy fundamentów prochowni.
Jak się domyślacie, prochownia wyleciała w powietrze. W końcu głaz, ustawiono tu na rogu Jezuickiej w miejscu, w którym nie będzie nikomu przeszkadzał i zostawiono go w spokoju. Można powiedzieć, że choć kamień przyniósł wiele nieszczęść to na szczęście ma w końcu spokojną emeryturę.