Duchy w maszynach

RMF FM
Muzeum Motoryzacji w Otrębusach to nie miejsce dla tych, którzy nie kochają historii lub samochodów. Jedni i drudzy dostrzegą w zgromadzonej tu metaloplastyce to, co pociąga ich najbardziej. To nie tylko stare żelastwo. To żelastwo z duszą, i to niejedną.

Samo wybranie się tutaj, kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy, nie jest problemem, podobnie jak odnalezienie muzeum. Jeśli w niewielkiej miejscowości o swojskiej, acz dziwnej nazwie Otrębusy szukacie Muzeum Motoryzacji, to Waszą uwagę zwróci pewnie charakterystyczny dla Londynu piętrowy autobus? A tuż obok Jelcz "ogórek" i zaraz potem kolejny doubledecker?

Wchodząc natykam się na białego ZIS-a 110 - olbrzymią, radziecką kopię amerykańskiej limuzyny, wyprodukowaną przez Zawod Imieni Stalina. Tak nazywały się zakłady ZIŁ w czasach, kiedy nawet Katowice były Stalinogrodem. Sześciolitrowy silnik i żadnych hamulców przy zużyciu paliwa...

To jednak jeszcze nic. Zachowując kamienny spokój mijam wciśnięty za kiosk czołg T-34 i kątem oka dostrzegam inny znajomy kształt z przeszłości. Biała ciężarówka STAR, odkryta, kwiaty... Papamobile? Tak! Okazuje się, że to wierna kopia używanegow Polsce papamobile, stworzona w sześć tygodni na potrzeby amerykańskiej ekipy filmowej. Przy okazji dowiaduję się, że 6 z 12 wynajętych wówczas od muzeum motocykli MZ Trophy nie przetrwało wolnej jazdy podczas sceny ceremonialnego konwojowania. Nie do tak wolnej jazdy były zaprojektowane. Potem już orgia starego żelastwa, uformowanego dziesiątki lat temu; zamurowany kiedyś w okolicach Zakopanego, przykryty wówczas gazetami przepiękny dziś Adler. Zdumiewająco dobrze zachowany dzięki właśnie pokryciu gazetami. Ekskluzywny, generalski Horch, kabriolet. Praga Oświęcim, Packard, Deimler.

Przy najstarszym, liczącym 115 lat i wyglądającym jak bryczka, tyle że bez instalacji na napęd konny autku J.A.G. czuję lekkie wzruszenie. To najstarszy samochód w Polsce. Co więcej - jeśli trzeba - wciąż jeździ. Na naftę, z zawrotną prędkością 5 km/h, i co kilka kilometrów wymagając smarowania, ale jednak na chodzie!

Dzięki rozmowie z dyrektor muzeum Joanną Mikiciuk, z którą o autach rozmawiać można wiele godzin, poznaję historie, związane z poszczególnymi autami. Austin Six z 1939 roku - pierwsze rządowe auto prezydenta Bieruta. Kiedy Bierut zmieniał samochód, zmieniał też kierowcę. Kierowca tego Austina otrzymał auto na własność, i dbał o nie tak dobrze, że dziś nie widać niemal żadnych skutków upływu czasu.

Gigantyczny różowy dziś kabriolet Buick Skylark, na którego widok wiele lat temu (kiedy auto było oryginalnie czarne) pewien zwiedzający muzeum pan krzyknął "o, to samochód tego łysego!". Potem okazało się, że "łysym" był najdłużej urzędujący polski premier, Józef Cyrankiewicz, który uwielbiał prowadzić auto sam, nie korzystał z kierowcy. I sam właśnie wjechał kiedyś tym Buickiem w DKW, należące do zwiedzającego muzeum po latach pana. Pan zresztą ostatecznie nie miał tego premierowi za złe, bowiem rozwaliwszy "dekawkę" (co nie było niczym trudnym, bo jej nazwę często rozszyfrowywano jako Dykta Karton Woda) Cyrankiewicz grzecznie się zatrzymał, przedstawił, wręczył panu wizytówkę i poprosił o telefon nazajutrz. I nazajutrz pan otrzymał talon na nowy samochód, już nie DKW...

Szczególne miejsce zajmuje zaś w muzeum jeden z siedmiu wyprodukowanych na specjalne zamówienie Stalina ZIS-kabriolet. Gigant. Stojący obok amerykański krążownik DeSoto ma maskę o kilkadziesiąt centymetrów niżej - to daje pojęcie o ogromie tej maszyny. Trafił do Polski, kiedy przygotowywano wizytę generalissimusa na defiladzie, mającej uświetnić otwarcie warszawskiego Pałacu Kultury (oczywiście też imienia Stalina). Budowa się jednak przeciągnęła, defiladę przesunięto, Józef Wissarionowicz zmarł, a auto w Polsce zostało, służąc jeszcze wiele lat jako limuzyna rządowa.

Jak na standardy wczesnych lat 50 auto było bardzo nowoczesne i ekskluzywne. W bagażniku mieściły się trzy radiostacje, podłogę wzmocniono kilkutonową płytą z ołowiu, siedzenia były podgrzewane... Pani dyrektor wspomina też, że podczas renowacji odebrała telefon od wstrząśniętego tapicera, który miał odnowić skórzane, popielate siedzenia i kanapy z auta. Okazało się, że tapicerka w aucie Stalina wypełniona była... pierzem!

Znajdziecie w muzeum i Deimlera, ulubionego przez Królową Elżbietę II, i Mercedesa należącego do przedwojennej gwiazdy kina i estrady Lody Halamy, i Horcha, który należał zapewne do najwyższego rangą oficera niemieckiego, który skapitulował - feldmarszałka von Paulusa. Jest także pancerne Volvo gen. Jaruzelskiego, Fiat 125p należący kiedyś do Aleksandra Kwaśniewskiego, Dacia przez wiele lat należąca do Jerzego Buzka, Jaguar Grażyny Szapołowskiej...

Znajdziecie tu też i czarną wołgę, i trabanta, i wojskowe, często widywane w filmach łaziki. Wszystkie auta w muzeum swoje najlepsze lata mają już za sobą. Dzięki temu jednak każde ma do opowiedzenia swoją historię.

Reklama