Wiecie to na pewno. Tak kiedyś nazywano ropę naftową. Znano ją w Polsce już w średniowieczu. Wyciekała spomiędzy skał, zalewała potoki i stawy - i przy okazji je zatruwała. Dlatego trzeba było tę ropę zbierać. Zajmowali się tym tak zwani maziarze, za pomocą warkoczy z końskiego włosia. Co ciekawe - podobną średniowieczną metodą zbiera sie ostatnio ropę w Zatoce Meksykańskiej. Tyle, że tam służą do tego warkocze Amerykanek, a dokładnie włosy ofiarowane przez salony fryzjerskie.
Mało nie umarłam kiedy się dowiedziałam, że ropę naftową wykorzystywano w dawnych czasach jako lek na rany! W XIX wieku pewien aptekarz, niejaki Ignacy Łukasiewicz wiedział już, że ropą się niczego nie uleczy - jest ona źródłem energii. Tu, w Bóbrce, gdzie teraz jestem, Łukasiewicz założył kopalnię, która działa do dzisiaj, choć minęło już 150 lat... Zanim jednak ruszyła kopalnia, Ignacy Łukasiewicz nauczył się z ropy destylować naftę. Stąd był już tylko krok do skonstruowania lampy naftowej, dzięki której przeszedł do historii.
Warto wiedzieć, że Ignacy Łukasiewicz był nie tylko wynalazcą i przedsiębiorcą. Był także filantropem. Walczył z biedą, tworzył kasy zapomogowe i fundusze emerytalne, budował drogi, większość inicjatyw pokrywał z własnej kieszeni. Mówiło się, że drogi w zachodniej Małopolsce są brukowane guldenami Łukasiewicza. A było czym brukować, bo na ropie Łukasiewicz dorobił się gigantycznych pieniędzy. Właściwie można by powiedzieć, że był pierwszym na świecie szejkiem. Z tą różnicą, że nie jeździł Rolls Roycem i miał tylko jedną żonę...