Polskie truskawki... z Hiszpanii?! Co kupujemy naprawdę? [WIDEO]

Sezon na truskawki powoli się zaczyna. Jednak czy można wierzyć sprzedawcom, którzy oferują nam krajowe przysmaki? W sieci pojawiło się nagranie pani Beaty, na którym widzimy, co dzieje się na jednej z giełd rolniczo-spożywczych. To, co kupujemy jako "polska truskawka" okazuje się być owocem z importu przesypanym do polskich łubianek.

Pani Beata również prowadzi sklepik z owocami i warzywami. Będąc na giełdzie postanowiła nagrać proceder kilku handlarzy, którzy truskawki z importu przysypują do innych pojemników, by potem sprzedawać je jako „polskie”.

„Ta truskawka jest potem układana na palety i wyjedzie z placu jako polska. Tak się państwa robi w jajo” – relacjonuje pani Beata.

W rozmowie z Finanse WP, sprzedawczyni przyznaje, że takie praktyki są powszechne. Osobiście nie ma nic przeciwko sprzedaży produktów z innych krajów, jednak nie można oszukiwać klientów. Osoby, które chcą kupić truskawki najczęściej nie są w stanie odróżnić owoców krajowych od tych z np. Hiszpanii. Zasadniczą różnicą jest cena, którą powinniśmy się sugerować.

„W kwietniu za kilogram hiszpańskich truskawek trzeba zapłacić w detalu 16-18 zł. Ja natomiast pierwsze naprawdę krajowe truskawki spod folii sprzedaję po 36 zł” – komentuje pani Beata.

Ostatnio coraz częściej mówi się o tym, że w tym roku ciężko znaleźć pracowników do truskawek, mimo faktu, że ogłoszeń jest sporo. Praca na plantacjach nie należy do łatwych i przyjemnych. Często trzeba zbierać owoce w pełnym słońcu, ciągle się schylając. Pieniądze też nie są dobre - za zebranie kobiałki dostaniemy od 1,5 do 3 złotych. To skupy na rynku dyktują wypłatę pracownikom. W ubiegłym roku zebrano około 180 tysięcy ton truskawek w Polsce. Przewidywania na ten rok to 200 tysięcy ton, jednak warunki atmosferyczne nie są sprzyjające. Trzeba także znaleźć osoby, które zechcą je zebrać.

 

Zobacz także