Cecylia Kukuczka: Wzruszająco opowiada o mężu, Jerzym Kukuczce i rzeczach, które po nim zostały... [WYWIAD]

Krzysztof Urbaniak w programie "Tylko ta jedna rzecz..." gościł Cecylię Kukuczkę - żona Jerzego Kukuczki. W wyjątkowym wywiadzie wdowa po wybitnym himalaiście opowiedziała o rzeczach, które po nim zostały, oraz o niezwykle wzruszającym momencie: schodząc zimą ze szczytu Annapurny śpiewał piosenkę Edyty Geppert "Kocham Cię, życie". Posłuchajcie!

Tylko ta jedna rzecz...

 

Warszawa 01.1988. Hotel Europejski. Bal Mistrzów Sportu. Nz. himalaista Jerzy Kukuczka z żoną Celiną. Fot. PAP/ Teodor Walczak

Krzysztof Urbaniak: Pani Cecylio, cudne miejsce. Przede wszystkim dobry wieczór.

Cecylia Kukuczka: Dobry wieczór.

Przepiękne miejsce, Pani Cecylio. Czy Państwo się poznali właśnie w tych okolicach?

Oj nie, nie poznaliśmy się w tych okolicach, poznaliśmy się w dużym mieście - w Katowicach, lecz było to miejsce bardzo cenne dla Jerzego, ponieważ korzenie jego wywodzą się stąd, z Istebnej - jego rodzice właśnie wywodzili się z Istebnej, byli góralami. Jerzy spędził tutaj bardzo dużo wolnego czasu, tutaj odpoczywał między swoimi wyprawami, tutaj bywał ze swoją rodziną, ze swoimi synami, bardzo cenił sobie to miejsce i cenił sobie to, że zostawił tutaj bardzo dużą rodzinę, którą bardzo chętnie przez całe swoje życie odwiedzał.

A w Katowicach? W którym miejscu się Państwo poznali?

W Katowicach poznaliśmy się zupełnie przypadkowo, poznaliśmy się w kawiarni - w kawiarni, gdzie właśnie ja poszłam z koleżankami na ploteczki i jeszcze był taki w Katowicach na rynku słynny "Cafe Sport" - tam właśnie postanowiłyśmy sobie troszeczkę porozmawiać z moją koleżanką, ale kiedy weszłyśmy do tej kawiarni, nie było w ogóle miejsc, wszystkie stoliki były pełne, zajęte. Tak chwilę postałyśmy i patrzymy - nagle zwalnia się jeden stolik, trzech facetów właśnie wstaje i próbuje odchodzić, więc my biegiem do tego stolika, pytamy, czy jest wolne miejsce, oni mówią: "No tak, tak, w prawdzie już odchodzimy, ale takie ładne panie, to może jeszcze zostaniemy razem". Zaraz przysunęli nam jakieś krzesełka, no i tak zaczęła się moja znajomość z Jurkiem - bo był tam Jurek właśnie. Tak żeśmy się poznali. Okazało się w ogóle, że obchodzi swoje urodziny, zaprosił swoich kolegów do kawiarni - tam sobie popijali jakieś winko i tak żeśmy się poznali, zupełnie niespodziewanie (śmiech). Widocznie los tak chciał.

Wraca Pani czasami do tej kawiarni? Ona jeszcze istnieje?

Oj, jej już nie ma (śmiech). Budynek został, ale kawiarni już nie ma.

To też jest takie miejsce...

Sentymentalne miejsce dla mnie bardzo było, ponieważ to pierwsze spotkanie właśnie z Jerzym nastąpiło tam.

Pani Cecylio, w tym roku, właściwie w październiku mija 30 lat... Czy jest taka jedna rzecz, którą by Pani mogła wskazać, która najbardziej przypomina Pani Jerzego?

Bardzo dużo pamiątek mam po Jerzym w Izbie Pamięci właśnie, która znajduje się w Istebnej. Praktycznie wszystkie te rzeczy, które wiążą się z nim - codziennie, codziennie, przypominają mi jego. Jestem codziennie z nim, codziennie noszę go w sercu, codziennie patrzę na te pamiątki, patrzę na jego fotografie. A właśnie szczególnym takim zdjęciem, taką fotografią dla mnie jest takie ulubione zdjęcie, które bardzo kocham i lubię, kiedy Jerzy właśnie jest w Tatrach, siedzi w ścianie opatulony w kurtkę puchową i widać właśnie to jego zmęczenie po jakimś wielkim trudzie. Troszeczkę ma taką smutną minę, jest zmęczony, ale widać, że jest szczęśliwy.

Rozumiem, że w Izbie Pamięci mnóstwo cudownych pamiątek po Jerzym Kukuczce, zapewne czekany, liny, zdjęcia, pewnie też i narty. A jest jakiś taki przedmiot szczególny? Może właśnie jakiś ten czekan, albo na przykład coś innego, może jakiś kubek? Może zegarek?

No powiem szczerze, że tak jednego takiego przedmiotu ukochanego to po prostu... no wszystko jest dla mnie bardzo cenne - powiem: "wszystko". Wszystkie rzeczy, które po nim zostały darzę jakąś wielką miłością i po prostu starałam się po jego tragicznej śmierci nic nie wyrzucać z domu. Wszystkie te rzeczy, które po nim zostały, wszystkie skrupulatnie chowałam, przechowywałam - teraz znalazły właśnie swoje miejsce w Izbie Pamięci.

A miał jakieś takie Pan Jerzy ulubione miejsce w swoim domu - miejsce, od którego na przykład zaczynał dzień? Kanapa, jakiś ulubiony fotel? Balkon?

No trudno mi jest powiedzieć w tej chwili, czy miał jakieś takie swoje ulubione miejsce, ponieważ może tak za bardzo nie przywiązywał wagi, ponieważ całe życie żył w bardzo wielkim pośpiechu, wszystko było szybko, szybko, szybko - może nawet nie myślał o takiej swojej ulubionej rzeczy w domu... no nie przypomina mi się nic takiego.

A bez czego Pan Jerzy się z domu nie ruszał?

Bez talizmanów.

A jakich?

On miał właśnie taki jeden ukochany talizman, który dostał od swojej matki, był to łańcuszek srebrny ze srebrnym krzyżykiem, który nosił całe życie, nie opuszczał. Ale kiedy był na wyprawie w 1985 roku ten łańcuszek po prostu się zerwał i zginął. Jak opowiadał, nie wchodził w ściany, po prostu bał się wejść w ściany, bo wierzył w ten krzyżyk i ten łańcuszek, że on mu przyniesie szczęście. I tak długo w ścianę nie wchodził, dopóki go nie znalazł. Gdzieś, kiedyś, któregoś dnia pomiędzy kamieniami dużymi odnalazł ten krzyżyk i dopiero wówczas właśnie wszedł w ścianę. A również takimi talizmanami dla Jerzego były zabawki, które zabierał swoim dzieciom na szczęście i zawsze się cieszył, że coś takiego ma bliskiego przy sobie i przypomina mu to rodzinę, ta zabawka to dzieci szczególnie. Taką właśnie zabawką, która uratowała mu honor była ta czerwona biedronka, którą wniósł na Makalu, gdzie właśnie samotnie wchodził na szczyt i dostał właśnie wtedy od syna swoją ulubioną zabawkę – czerwoną biedronkę w czarne kropeczki. Wspinał się samotnie, na szczycie nie znalazł nic, co by było dowodem, że stanął na tym szczycie. Zdjęć nie mógł robić, ponieważ zepsuł mu się aparat, był zamarznięty, więc zostawił tylko tą biedronkę. Kiedy zszedł na dół i zgłosił swoje samotne wejście na szczyt Makalu, nikt mu nie uwierzył, że on był na tym szczycie. Mówią - pokaż dowody. No jedynym dowodem jest ta zabawka, opowiedział, którą zostawił na szczycie. A że mieli na wyprawę przyznanego takiego nepalskiego oficera łącznikowego, który a propos w ogóle nie był w bazie, mieli z nim same kłopoty i problemy - ten oficer zeznał w Ministerstwie Turystyki, że to jest niemożliwe, że Kukuczka samotnie stanął na szczycie, sam w taką pogodę - taką drogą na szczyt na pewno nie wszedł. Wobec tego nie uznano mu tego szczytu przez rok czasu, z braku dowodów. Dopiero po roku wspięła się tam wyprawa koreańska i o dziwo Koreańczycy znaleźli biedronkę, znieśli ją na dół, natychmiast do Jerzego puścili teleks, że znaleźli jakiegoś żółwia na szczycie, za bardzo nie wiedzieli co, podobno tam u nich nie ma biedronek - w Korei, i dopiero wówczas, kiedy znalazł się ten dowód, został mu oficjalnie ten szczyt zaliczony. No uratowała zabawka honor. Tak, również jak był na K2, to zostawił takie dwa, malutkie krasnoludki na szczycie, także no cieszył się tymi zabawkami, tym co otrzymywał od nas na szczęście, na drogę.

A co przywoził z wyprawy?

Oj, przywoził różne rzeczy. Ponieważ zawsze chciał nam zrefundować swoją nieobecność, on miał wyrzuty sumienia, ja wiem, że wobec nas nie było go miesiącami w domu i zawsze chciał nam jakoś wynagrodzić ten czas, kiedy go nie było, dlatego zazwyczaj nas przekupywał różnymi rzeczami. Także przywoził dla dzieci masę zabawek różnych - takich, których jeszcze w tamtych czasach - w 80. latach (były to dla nas takie ciężkie czasy, nic nie było w Polsce) - więc przywoził takie naprawdę oryginalne, fajne zabawki. Między innymi takie małe komputery przywoził dla dzieci, których jeszcze w tamtych czasach nie było. Dla mnie jakieś sukienki, biżuterię piękną - w ten sposób chciał wynagrodzić nam swoją nieobecność - ale mimo tego nie było to, że tak powiem wszystko, bo jego najbardziej nam brakowało.

Właśnie, a co jest trudniejsze? Bycie tutaj matką i żoną na miejscu, czy - no właśnie, bycie tam w najwyższych górach świata i zdobywanie tych najwyższych szczytów?

To jest porównanie bardzo trudne, bo i to jest trudne i to jest trudne. Ja rozumiem ten trud, który Jerzy poniósł, bo był to wyczyn na skalę światową. To, co on zrobił w górach, w Himalajach, gdzie przez 10 lat właśnie starał się nam pokazać swoją klasę, gdzie z dumą stanął na najwyższych szczytach świata, zostawiał tam flagi biało-czerwone - był dumny z tego, że jest Polakiem, że może stanąć na tych szczytach, ale był to dla niego wielki trud. Ja wiem, że to była droga bardzo trudna, żeby osiągnąć to, co on osiągnął w swoim życiu, bo zrobił to kosztem i rodziny  i swojego zdrowia i wiem, że czasami chwile dla niego były bardzo trudne, ciężkie, kiedy ginęli jego partnerzy, kiedy wracał bez swoich partnerów - były to dla niego bardzo trudne chwile... A my żeśmy z kolei zostawali sami, też nam było bardzo trudno żyć, bo nie mieliśmy tego wsparcia, tej męskiej ręki. Ja musiałam nauczyć się wszystko robić sama, bo po prostu nie mogłam liczyć na nikogo - nie było męża w domu miesiącami, więc nawet takie jakieś małe, męskie rzeczy musiałam się nauczyć wykonać, potem to przekazywać oczywiście moim synom: jak przybić tam gwóźdź młotkiem - takie małe rzeczy, naprawić lampę, czy inne rzeczy. No i też po prostu no nie było łatwo na żyć, ale żyłam zawsze tą nadzieją, że on zawsze wróci z tych gór, że po prostu kiedyś to nasze życie będzie razem wspólne, że kiedyś będziemy razem, że kiedyś zostawi te góry i będzie po prostu tylko dla nas. No niestety... nie udało się.

A czy synowie coś Pani wspominają, mają jakąś szczególną pamiątkę po tacie, o której myślą, że to jest to, co im najbardziej przypomina tatę?

Mają, mają dużo nagrań. Na przykład młodszy Wojtek - on go już nie pamięta, bo on miał 4 lata, jak mąż zginął. On go tylko zna ze zdjęć, z fotografii i z filmów. I po prostu mają dużo nagrań jego głosu - można go słuchać jak w bazie, można go słuchać, no właśnie swoje takie przemyślenia... i mój starszy syn, kiedy był młodszy, to ja go bardzo po śmierci Jerzego nakrywałam z tym, że on w łóżku leżał i miał słuchawki na uszach i słuchał ojca. To bardzo często właśnie się zdarzało, że on słuchał tego, co on tam właśnie sobie nagrywał na tych taśmach. No poza tym Jerzy zostawił bardzo dużo fotografii, zdjęć i tutaj właśnie mamy duże archiwum wszystkich tych takich śladów po nim.

A Pani ma jakąś ulubioną taśmę Pana Jerzego, jakiś fragment nagrania?

Ja mam bardzo dużo zdjęć, do których często wracam, które sobie tam oglądam, wspominam. Mam bardzo dużo zdjęć rodzinnych. Jerzy lubił fotografować, lubił robić zdjęcia.

A czy Pan Jerzy kolekcjonował jakieś rzeczy, był takim typem chomika, czy raczej wręcz przeciwnie? Na przykład jak wracał z wypraw to miał dużo rzeczy, albo czy w domu po prostu kolekcjonował jakieś rzeczy?

Miał bardzo dużo rzeczy, dużo sprzętu z wypraw  i po wyprawach. Raczej nie lubił pozbywać się rzeczy, raczej tam zostawiał wszystkie te stare rzeczy, nic nie wyrzucał, niczego się nie pozbywał, wszystko raczej zostawało w domu.

A czy miał jakiś zwyczaj, na przykład przed wyprawą, albo po wyprawie? Jakiś taki rytuał? Oprócz tego, że zabierał ze sobą talizmany, o których mówiliśmy?

No miał taki rytuał, ale nie wiem, czy mogę o tym mówić.

Może jest jakaś piosenka, która kojarzy się Pani z mężem?

Tak, jest taka piosenka, która mi się z nim kojarzy bardzo i to jest piosenka "Kocham Cię, życie".

Geppert?

Edyta Geppert, tak, "Kocham Cię, życie". I mam to przed oczyma, jak on to właśnie śpiewał sam tą piosenkę, kiedy zszedł z Annapurny. Zdobył zimą Annapurnę, wraz z Arturem Hajzerem stanęli na szczycie, schodził do bazy właśnie z tą piosenką na ustach, chociaż warunki były bardzo trudne, bo to było zimowe wejście, a jednak był tak szczęśliwy, że zdobył tą górę zimą, że zszedł do bazy na dół i śpiewał: "Kocham Cię, życie, Kocham Cię nad życie". Był tak szczęśliwym człowiekiem, że w tak trudnych warunkach udało mu się jednak zrobić to, co chciał - to, co kochał najbardziej.



Zobacz także