Wieźli urnę z prochami na cmentarz. Zapomnieli o ważnym "szczególe"

Dwaj pracownicy zakładu pogrzebowego spieszyli się na cmentarz. Na wrocławskiej nekropolii na skremowanego krewnego czekali już żałobnicy. Mężczyźni chcieli dowieźć urnę na czas. W nerwach "zapomnieli" o jednej kwestii. Sprawą zajmuje się policja.

Urnę z prochami grabarze wieźli dostawczym samochodem

Zamiast karawanu wybrali białego, dostawczego mercedesa. Urnę z prochami umieścili na wycieraczce pod przednim fotelem pasażera. To jednak nie był powód, dla którego grabarzy zatrzymał patrol wrocławskiej policji.


Pracownicy zakładu pogrzebowego mknęli ulicami miasta, by dotrzeć na cmentarz nim rozpocznie się ceremonia pogrzebowa. Pędzący samochód przykuł uwagę policyjnego patrolu. Pojazd został zatrzymany do kontroli.

W mercedesie było dwóch mężczyzn. Jeden siedział za kierownicą, a drugi na miejscu dla pasażera. Ale to nie miało większego znaczenia, gdyż jak się okazało żaden z nich nie posiadał uprawnień do kierowania

– relacjonuje mÅ‚. asp. RafaÅ‚ JarzÄ…b. 
Spieszyli się, gdyż na pobliskim cmentarzu czekali żałobnicy, a ten "nieistotny", szczególnie dla kierującego, obowiązek prawny nie miał w tym momencie dla nich większego znaczenia. Wieźli urnę z prochami zmarłego i to było wystraczające wytłumaczenia dla zlekceważenia przepisów ruchu drogowego

– dodaje funkcjonariusz.

Pracownik zakładu pogrzebowego może ponieść srogą karę

Tłumaczenia pracowników zakładu pogrzebowego nie przekonały mundurowych. Ostatecznie po prochy zmarłego przyjechał inny grabarz. Mężczyzna miał prawo jazdy, więc mógł zawieźć je na cmentarz.

Policja nie informuje, czy urnę dowieziono na czas. Jak czytamy na stronie wrocławskiej policji za jazdę bez uprawnień jeden z grabarzy będzie tłumaczył się teraz przed sądem. Kierującemu mercedesem 27-latkowi grozi do między innymi sądowy zakaz prowadzenia pojazdów przez trzy lata.

Byli pewni, że skremowali dziadka. Po latach wnuk zobaczył go na policyjnym plakacie
Rodzina była przekonana, że bliski im człowiek zginął w wypadku samochodowym. Zwłoki mężczyzny, który miał być ich krewnym, zostały skremowane. Po dziewięciu latach od pogrzebu okazało się, że "zmarły" nadal żyje.

Zobacz także