Myśleli, że to tylko nietypowa ozdoba. Do akcji musiało wkroczyć wojsko

Kiedy myślimy o ozdobie ogrodowej, zwykle wyobrażamy sobie krasnala, fontannę czy inną rzeźbę. Ale raczej niewielu z nas użyłoby łuski pocisku artyleryjskiego. Zwłaszcza, gdy wciąż jest wypełniona materiałami wybuchowymi. A jednak, w walijskim miasteczku Milford Haven, jeden dom posiadał taką ozdobę przez ponad sto lat. O tej nietypowej sytuacji pisało BBC Wales.

Pocisk w ogrodzie

Sytuacja miała miejsce w zeszłym tygodniu, kiedy do drzwi państwa Edwards zapukał policjant i poinformował, że w ich ogrodzie zauważył pocisk i musiał zawiadomić Ministerstwo Obrony. Para była niezwykle zaskoczona, wiedzieli że jest to pocisk, ale byli święcie przekonani, że była to tylko pusta łuska. Pani Edwards powiedziała nawet, że wielokrotnie strzepywała ziemię z narzędzi ogrodniczych, uderzając nimi o pocisk.

Detonacja

Następnego dnia na miejsce przybyło wojsko i po zbadaniu pocisku okazało się, że łuska zawierała materiał wybuchowy, dokładnie 29 kg. Łuska została wydobyta i przewieziona do pobliskiego opuszczonego kamieniołomu, gdzie pocisk został bezpiecznie zdetonowany.

"To był nasz przyjaciel"

Pan Edwards powiedział, że pocisk stał w ogrodzie tak długo, że stał się niemalże jego przyjacielem i że żal mu, że musiał zostać zniszczony.

Obecny właściciel domu znał historię bomby od poprzednich mieszkańców. Została znaleziona pod koniec XIX wieku na plaży w pobliżu miasteczka. W tamtych czasach okręty Royal Navy przeprowadzały w tym rejonie ćwiczenia i używały plaży jako cel. Gdy przodek właścicieli znalazł pocisk, zabrał go do domu, postawił pod drzwiami i tak przetrwał aż do dzisiaj.

Pan Edwards na koniec dodał, że pocisk stał tam nienaruszony podczas dwóch wojen światowych.

Zobacz także