„Wolałem umrzeć niż zjeść kromkę chleba”. Wstrząsająca relacja byłego członka polskiej sekty „Niebo”

Posłuchaj artykułu Dźwięk wygenerowany automatycznie

Fot. Shutterstock
Na platformie HBO Max od dziś dostępny jest nowy serial „Niebo. Rok w piekle” – jego twórcy inspirowali się wspomnieniami Sebastiana Kellera, które ten spisał w książce „Niebo. Pięć lat w sekcie”. Co działo się w zlokalizowanym w Majdanie Kozłowieckim domu, który prowadził samozwańczy prorok?

Sekta „Niebo” w Majdanie Kozłowieckim

Zbór Leczenia Duchem Świętym „Niebo” to nieistniejąca już wspólnota, która od 1990 roku działała w domu w Majdanie Kozłowieckim niedaleko Lubartowa. Osoby, które chciały stać się częścią zgromadzenia, musiały przestrzegać różnych zasad. O tym, co działo się za zamkniętymi drzwiami domu Bogdana Kacmajora postanowił opowiedzieć Sebastian Keller, który spędził tam pięć lat. W tym czasie zdążył nie tylko zostać mężem i ojcem, ale i przeżyć rzeczy, o których wolałby zapomnieć.

Musieli oddać majątek i przyjąć imię typu Płonąca Sałatka. Tak działała sekta „Niebo”
Sekta „Niebo”, a dokładniej Zbór Leczenia Duchem Świętym „Niebo”, to nieistniejąca już wspólnota wyznaniowa, o której lata temu było głośno w całej Polsce. Jej założyciel uważała się za uzdrowiciela, potrafiącego leczyć poprzez nakładanie rąk. Mieszkający w jednym domu wyznawcy musieli zniszczyć swoje dokumenty, przyjąć nowe imiona i zerwać kontakty z resztą społeczeństwa. Co jeszcze działo się w kulcie, o którym wkrótce opowie nowy serial HBO „Niebo. Rok w piekle”?

Co działo się w sekcie „Niebo”? Specjalna dieta uczestników

Warunkiem, który musieli spełnić wszyscy chcący dołączyć do prowadzonej przez Bogdana Kacmajora wspólnoty, było wyzbycie się majątku i zerwanie kontaktu z rodziną i znajomymi. To był jednak dopiero początek.

Sebastian Keller wspomina w książce, że latem 1993 roku zaczęły się problemy z policją. W końcu służby odwiedziły dom prowadzony przez guru i aresztowały znajdujących się tam mężczyzn, w tym autora. Ze wspomnień mężczyzny wynika, że w więzieniu cały czas musiał przestrzegać specjalnej „niebiańskiej diety”, która funkcjonowała wśród członków zgromadzenia.

Byłem bardzo głodny, bo od paru miesięcy w sekcie nie mogliśmy jeść ani chleba, ani masła, ani wędliny, ani serów. Byłem bardzo głodny i zdenerwowany.

Pomimo wołania organizmu o jakiekolwiek jedzenie, Keller opierał się potrzebom, bo nakazy Kacmajora były silniejsze.

Wówczas wolałem umrzeć niż zjeść kromkę chleba.

Majdan Kozłowiecki 24.11.1996, fot. PAP/Mirosław Trembecki

Niedługo przed tym, jak wydarzyła się akcja z policją, guru ogłosił, że w „Niebie” wszyscy będą jeść jedynie warzywa i owoce. Argument? Tak robili Adam i Ewa w raju. Kacmajor miał też chwalić się, że gdy jeszcze był sam, to robił sobie zupę z trawy.Więc zaczęliśmy jeść roślinki, dosłownie, łącznie z pokrzywą. Nie można było tknąć niczego innego, tylko warzywa – wymienia były członek sekty.

Aresztowani członkowie musieli przestrzegać takich ustaleń także za kratami. Udawało im się jednak załatwić czasami z kuchni cebulę, marchew czy kapustę.

Potem Kacmajor pozwolił nam jeść już kaszę z sosem, ryż, ziemniaki. Byłem posłuszny do bólu.

Niebianie tworzyli własny język, ale brakowało im wody i prądu

Problemy zaostrzyły się jeszcze bardziej, gdy część osób została zwolniona z aresztu – za kratkami trzymano jednak wciąż Bogdana i jego pomocnika Andrzeja. Choć rzeczywiście atmosfera bez „zamordyzmu, który stosował Kacmajor” była nieco lepsza, to sytuacja materialno-bytowa była tragiczna.

Przede wszystkim odcięto nam prąd i wolę, używaliśmy lamp naftowych, założyliśmy także pompę. Trzeba było pompować wodę ręcznie, aż do przelewu, czyli napełnienia baniaków. Nie mogliśmy używać mydła ani proszku do prania (zakaz Kacmajora, tłumaczenie: w raju tego nie mieli).

Wciąż obowiązywała także ścisła dieta, odrzucająca chleb, masło, sery czy jaja.

To było straszne, przez rok odżywialiśmy się ziemniakami w mundurkach albo gotowaną kaszą. Jeździło się po prośbie po okolicznych wsiach koniem i furmanką, które na szczęście nam zostały. Nie mieliśmy już samochodów, traktorów – nic, totalne dziadostwo. Kacmajor wpędził nas w tak ogromną nędzę, że tylko usiąść i płakać.

Majdan Kozłowiecki, fot. PAP/Mirosław Trembecki

Bogdan wysyłał do swoich ludzi rysowane kredkami obrazki, pisał im też listy – zachęcał w nich, aby grupa stworzyła własny „niebiański język”. Mieszkańcy zaczęli więc pisać fonetycznie, robiąc np. z „Przynieś mi te przedmioty” – „Psyniesi mi te psedmioty”. Tak minęła jesień, po której przyszła zima.

Dobrze, że został piec i drewno, które mieliśmy w lesie, o węglu nie było mowy. Marzyłem o jednym – żeby Kacmajor nigdy nie wyszedł z więzienia, nie chciałem go już oglądać, strasznie się go bałem – pisze Keller.

Sprawdź naszą rozmowę z Tomaszem Kotem, odtwórcą głównej roli w serialu „Niebo. Rok w piekle”:

"Bardzo czekałem na taką pełnokrwistą przygodę". Rozmowa Filmowa w RMF FM z Tomaszem Kotem
"Bardzo czekałem na taką pełnokrwistą przygodę" - podkreśla w rozmowie w RMF FM Tomasz Kot. Zagrał on Piotra, guru sekty, w opartym na faktach oczekiwanym serialu "Niebo. Rok w piekle", który będzie miał premierę 26 grudnia na HBO Max. Znany i lubiany aktor opowiedział też o energii, którą daje mu praca z młodymi ludźmi, o tym skąd wzięło się przezwisko "PanaKota", o dzieciach, które idą w jego ślady i o tym, po co mu Instagram.

Artykuł napisano na podstawie książki Sebastiana Kellera „Niebo. Pięć lat w sekcie” (Wydawnictwo Otwarte 2025). Wszystkie cytaty pochodzą z książki.

Zobacz także