Silny bół głowy pierwszym niepokojącym sygnałem
Joanna Kołaczkowska, znana i kochana przez miliony Polaków artystka kabaretu Hrabi, odeszła w nocy z 16 na 17 lipca 2025 roku. Miała 59 lat. Jej śmierć była ogromnym ciosem dla środowiska artystycznego i fanów, którzy do końca wierzyli w cud. W wywiadzie dla Wirtualnej Polski Dariusz Kamys ujawnił, że pierwsze objawy choroby pojawiły się pod koniec marca. W kwietniu Kołaczkowska zaczęła skarżyć się na silny ból głowy.
Mieliśmy trzytygodniową przerwę w trasie. Spotkaliśmy się 4 kwietnia w Zielonej Górze na próbnym przedstawieniu nowego programu - w połowie improwizowanego kryminału. Aśka rzuciła, że od tygodnia bardzo boli ją głowa. Niby nic wielkiego, ale ból był tak dokuczliwy, że zamiast uczestniczyć w próbach, poszła się położyć. To było coś niezwykłego, bo była w naszym zespole największym tytanem pracy. Zagraliśmy przedstawienie i jakoś poszło, ale ból głowy nie ustępował – wspomina Kamys.
Wkrótce dołączyły kolejne objawy
Początkowo Kołaczkowska podejrzewała migrenę i poprosiła o pomoc znajomą lekarkę. Przepisane leki przyniosły jedynie chwilową ulgę. Wkrótce pojawiły się kolejne symptomy – rozdrażnienie, trudności z koncentracją i dezorientacja.
Poza tym Aśka miała „krótki lont”, bardzo szybko się denerwowała. Zadzwoniła do swojej przyjaciółki, lekarki, która przepisała jej środki na migrenę. Ból trochę zelżał, co nas uspokoiło. Na migrenę się przecież nie umiera. Ale przyszły kolejne niepokojące sygnały.
Podczas jednego z występów w Warszawie Kołaczkowska zapomniała, że już wykonała dany skecz, a nawet nie była pewna, w jakiej sali się znajduje. - W sali Relaks w Warszawie Aśka zagrała skecz, a potem wyszła na scenę i znowu go zapowiedziała. „Lopez”, czyli Łukasz Pietsch, mówi za kulisami: „Aśka, przecież to już było”. Na jej twarzy odmalowało się zaskoczenie. W pewnym momencie zapytała: „Gdzie my w ogóle jesteśmy? Co to za sala?”. To było bardzo dziwne – dodał.
Dramatyczna diagnoza i szybki postęp choroby
Z czasem objawy nasiliły się – pojawiły się krótkie utraty świadomości. To był moment, w którym zespół Hrabi zdecydował się odwołać trasę i skierować Joannę Kołaczkowską na szczegółowe badania. Niestety, diagnoza była druzgocąca – zaawansowany glejak mózgu.
Później dowiedzieliśmy się, że miewa krótkie utraty świadomości. Od razu odwołaliśmy trasę. Wysłaliśmy ją na badania, zrobiła tomograf i rezonans. I usłyszała najgorsze wiadomości. Od tamtego momentu wszystko potoczyło się bardzo szybko.
- Przeprowadziliśmy się z żoną do Warszawy, żeby opiekować się Aśką. Byliśmy my i grono bliskich przyjaciół. Po operacji cierpiała na afazję, czyli zaburzenie mowy. Rzadko wypowiadała jakieś słowa. Porozumiewaliśmy się głównie spojrzeniem i krótkimi rozmowami. Widać było jednak, że nasza obecność sprawia jej radość – wspominał Dariusz Kamys.