Trzecie usteckie molo to aktualnie kilkadziesiąt metrów starego falochronu, którego Niemcy nie zdążyli dokończyć przed wybuchem II wojny światowej. Znajdziecie go w okolicach wejścia do portu idąc na zachód. Na plaży zachodniej.
Dziś to tylko żelbetowy kikut, wrzynający się w morze, ale kiedyś miały bazować tu niemieckie krążowniki i tankowce. Na plaży natomiast miały być ustawione potężne działa. Niemcy wydali na tę inwestycję dziesiątki milionów marek. Wybuchła jednak wojna i zamiast 2 kilometrów falochronu, zbudowano tylko 200 metrów. Potem, w latach 70. planowano wybudować tu wielki kompleks stoczniowo-portowy. Miał zająć całą zachodnią część portu wraz z plażą, wydmami i lasami. Miały tu stanąć hale produkcyjne, dźwigi, pływające doki oraz jeszcze jeden falochron, biegnący równolegle do brzegu w odległości prawie dwóch kilometrów.
Były też plany by z Ustki zrobić słynne uzdrowisko. Liczono, że do portu zawijać będą promy ze Skandynawii, pełne turystów. Prace się zaczęły, wycięto kilka hektarów lasów, postawiono kilka hal i po kilku latach, podobnie jak niemiecki projekt, budowę przerwano. Mimo wszystko został tu niezły kawałek falochronu. Dziś spacerują obok niego turyści. I pewnie zamiast wojennych pozostałości, które pochłania natura, podziwiają raczej, inne cuda natury. Ale przecież na plaży, to całkiem naturalne.