Sytuacja w Bałtyku jest tragiczna i nikt nie ma co do tego wątpliwości. Ekolodzy załamują ręce. Populacja ryb zmniejsza się, nasze morze umiera.
Z roku na rok jest coraz gorzej - skarżą się rybacy. Kiedyś wypływali na połów po kilkanaście razy w miesiącu, obecnie ryb jest tak mało, że opłaca się wybrać w morze zaledwie raz na miesiąc.
Za przyczynę problemu podaje się między innymi brak fitoplanktonu - pożywienia dla najmniejszych morskich organizmów. Z kolei bez tych najmniejszych żyjątek nie ma pożywienia dla dużych ryb. Stąd ich ilość zwyczajnie maleje, a osobniki, które przetrwają są po prostu mniejsze.
W morskiej wodzie za mało jest azotu i fosforu - to przez to, że do Bałtyku wpada woda zupełnie wyjałowiona, najczęściej przez oczyszczalnie ścieków.
By poradzić sobie z tym problemem ogranicza się ilość połowów. Być może należałoby ich nawet zaprzestać na kilka lat - wtedy populacja ryb mogłaby ulec odbudowie, tylko co wtedy mieliby począć rybacy, którzy w ten sposób od lat utrzymują swoje rodziny?