Przed Wielkanocą z większą uwagą przyglądamy się prognozom długoterminowym. Chcielibyśmy, by te Święta były ciepłe i przywitały nas wiosenną pogodą i budzącą się do życia przyrodą. Tymczasem część prognoz mówi, że czeka nas mróz i opady śniegu. Według nich na Podkarpaciu w Wielką Sobotę temperatura ma wynieść maksymalnie 1 stopień, w nocy natomiast może spaść nawet poniżej zera.
Zupełnie sprzeczne dane można było odczytać natomiast z jednego z wiodących modeli prognostycznych, amerykańskiego GFS. Z niego wynika, że w sobotę 31 marca na Podkarpaciu temperatura wyniesie… 22 stopnie Celsjusza! Według tej samej prognozy w Niedzielę Wielkanocną termometry na południu mogłyby wskazać już nawet 25 stopni. Podobnie europejski model ECMWF, który początkowo prognozował na Wielkanoc wielki chłód, w Niedzielę Wielkanocną prognozuje już 23 stopnie w rejonie Krakowa.
Skąd wynika taka rozbieżność i którym prognozom w końcu wierzyć? Taka zmienność to efekt przebudowy pola barycznego w Europie. Podczas gdy zimą najwyższe temperatury rejestrowane są na zachodzie, a najniższe – na wschodzie, już wiosną cieplej jest na południu, zaś chłodniej – na północy. Sprawia to, że w okresie, w którym przypada tegoroczna Wielkanoc, bardzo trudno jest przewidzieć pogodę.
„To jest taki moment na przełomie marca i kwietnia, że dwie bardzo różne pogody ze sobą sąsiadują i nieraz wystarczy kilkadziesiąt czy kilkaset kilometrów w położeniu jakiegoś frontu, żeby była zupełnie inna pogoda” – mówił Tomasz Wasilewski w TVN Meteo.
Przysłowia „w marcu jak w garncu” czy „kwiecień plecień, bo przeplata trochę zimy, trochę lata” nie wzięły się znikąd. „To jest prawidłowy i normalny przebieg pogody o tej porze roku, to znaczy ta jej zmienność, często nieuchwytna zmienność” – tłumaczy Wasilewski. „Teraz rolą meteorologów i ludzi, którzy opracowują prognozy, jest wybrać najbardziej prawdopodobny scenariusz” – dodaje.