Żleb Drege'a. Przeklęte miejsce w Tatrach?

Niejeden już turysta stracił życie zaufawszy z pozoru łagodnemu zejściu, które okazało się być śmiertelną pułapką. "Historie z tego żlebu mrożą krew w żyłach" - pisze tatromaniak.pl.
Fot. Shutterstock

Przeklęty żleb?

Znajdujący się w zachodniej ścianie Granatów, opadający w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego Żleb Drege’a to jedno z najbardziej zdradliwych miejsc w Tatrach. Z początku wiodąca nim droga wydaje się być łagodna, wręcz zachęcająca do zejścia w kierunku jeziora, którego tafla zdaje się być wyjątkowo blisko. Ten – można by pomyśleć – kuszący skrót okazuje się jednak być śmiertelną pułapką bez wyjścia. Niejeden turysta, wchodząc na ten zdradziecki szlak, stracił tu życie. W momencie, gdy zaczyna on robić się coraz bardziej stromy, a w końcu urywa się olbrzymim, przewieszonym kominem – droga powrotna lub zejście niżej bez profesjonalnego sprzętu nie są już możliwe.

„Komin ma wysokość ok. 180 metrów, jest stromy i w wielu miejscach przewieszony. Pokonanie go bez specjalistycznego sprzętu wspinaczkowego jest niemożliwe (a i z nim nie należy do łatwych). Dla turystów, którzy zgubią drogę lub celowo zejdą łagodnym terenem w górnej części żlebu stanowi więc śmiertelną pułapkę” – pisze portal tatromaniak.pl, przywołując historie osób, które straciły życie właśnie przez wejście na ten feralny żleb.

Śmierć Jana Drege’a

Nazwa żleb nawiązuje do historii jednej z ofiar – Jana Drege’a, który w 1911 roku po zmroku zgubił szlak. Wówczas zdecydował się schodzić – jak mu się  wydawało – tym „łatwym” zboczem w kierunku widocznego Czarnego Stawu. Gdy napotkał na pierwsze trudności, kazał towarzyszącym mu siostrom poczekać, sam zaś próbował sforsować komin, co skończyło się dla niego upadkiem z wysokości ponad 100 metrów i rychłą śmiercią. Siostrom tragicznie zmarłego turysty udało się natomiast wrócić do Zakopanego.

„Ostrożnie, tam przepaść”

Kolejna, równie dramatyczna historia miała miejsce w 1914 roku, kiedy Maria i Bronisław Bandrowscy oraz Anna Hackbeilówna również zgubili szlak i także wybrali zejście łagodnym z początku żlebem. Kiedy doszli do miejsca, w którym teren zaczął robić się coraz bardziej zdradliwy, mieli oczekiwać pomocy. Hackbeilówna, która zdecydowała się jednak podjąć próbę trawersu, zginęła jako pierwsza. Maria i Bronisław spędzili w żlebie kolejne trzy noce, osuwając się coraz niżej – aż do platformy nad urwiskiem, skąd nie było już ucieczki. Po pięciu dniach wycieńczony fizycznie i psychicznie Bronisław nie wytrzymał – popełnił samobójstwo rzucając się w przepaść. Niedługo później Tatrzańskiemu Ochotniczemu Pogotowiu Ratunkowemu udało się jednak odnaleźć Marię. Ta, gdy ją odnaleziono, była bliska zamarznięcia. „Ostrożnie, tam przepaść” – zdołała jeszcze krzyknąć do ratownika, który dotarł do niej, gdy ta była już niemal na wpół żywa.

Pierwsi, którym się udało

27 września 1938 roku natomiast Wanda Heniszówna, Zofia Radwańska-Kuleszyna i Tadeusz Orłowski jako pierwsi z powodzeniem przeszli przez Żleb Drege’a, drogą określaną w skali WHP jako skrajnie trudna. W późniejszych latach nie brakowało jednak kolejnych dramatycznych zdarzeń w tym niebezpiecznym miejscu. Wystarczy przywołać historię już z 1954 roku, kiedy to u podnóża komina odnaleziono ciało 18-letniej Joanny Stencównej.

„Apelujemy o trzymanie się wyznaczonych szlaków i zaniechanie prób schodzenia z grani pozornie łatwym terenem. Nie tyczy się to tylko Żlebu Drege’a, podobne pułapki znaleźć można choćby na łagodnym grzbiecie Czerwonych Wierchów, podciętym jednak pionowymi urwiskami” – podkreśla portal tatromaniak.pl.

Wybrane dla Ciebie

Zobacz także

Gorący temat

Nie płacił mandatów. Policja skonfiskował mu jego drogi samochód
60-letni mieszkaniec włoskiej Florencji zapisał się w kronikach policyjnych dzięki rekordowej liczbie niezapłaconych mandatów. W czwartek lokalne władze poinformowały o nietypowej karze, jaką zastosowano wobec notorycznego naruszyciela przepisów drogowych. Mężczyzna stracił swój luksusowy pojazd - SUV-a najnowszej generacji.

Reklama

Najnowsze wpisy

Nie przegap

Reklama