Nie żyje Zbigniew Namysłowski
Zbigniew Namysłowski odszedł w wieku 83 lat. Wybitny muzyk jazzowy, saksofonista, kompozytor i lider zespołów na stałe zapisał się na kartach historii polskiego jazzu. Smutną informację o jego śmierci rodzina przekazała za pośrednictwem mediów społecznościowych.
Dnia 07.02.2022 odszedł Zbigniew Jacek Namysłowski - nasz Mąż, Tata, Dziadek - saksofonista jazzowy, kompozytor, aranżer, nauczyciel wielu pokoleń młodych muzyków, leader i chociaż sam tego określenia bardzo nie lubił - legendarny polski jazzman. Bardzo trudno jest nam teraz napisać wszystko co czujemy, trudno jest nam również podsumowywać jego dokonania, bo to, co teraz czujemy to przede wszystkim olbrzymia pustka i rozpacz – piszą bliscy artysty.
Z ogromną czułością posyłamy Państwa przed głośniki, aby mogli Państwo wspólnie uczcić pamięć Zbigniewa Namysłowskiego słuchając jego nagrań. To, co dla Taty było bez wątpienia jedną z najważniejszych rzeczy to muzyka jazzowa. Saksofonem i kompozycjami komunikował się ze światem najszczerzej i najgłębiej. Nie przestawał tworzyć, występować oraz nieustannie planował udział w koncertach już w najbliższych tygodniach. Jesteśmy przekonani, że jego muzyka przetrwa, a co za tym idzie Tata będzie zawsze z nami, a także z Państwem. Informacje dotyczące pogrzebu nie są nam jeszcze znane i zostaną podane w późniejszym terminie – dodają: Małgorzata Namysłowska, Jacek Namyslowski, Maria Dobrosława Rumińska.
Biografia artystyczna muzyka
Biografia artystyczna Zbigniewa Namysłowskiego skupia się na nagraniu ponad 30 autorskich płyt. Magazyn „Jazz Forum” uznał "Winobranie", "Kuyaviak Goes Funky" oraz "Air Conditon" za albumy wszech czasów w polskim jazzie. „Lola” z 1964 roku, jako pierwsza płyta nagrana przez polskiego jazzmana, ukazała się za granicą. Powstała w Londynie w wytwórni, w której nagrywał także zespół The Rolling Stones. Muzyk eksperymentował ze stylem. Inspirował się folklorem („Piątawka", "Siódmawka", "Zabłąkana owiecka", "1.2.3.4...", "W to Mi Graj", "Bop-Berek"), łączył jazz z muzyką klasyczną (projekty: "Mozart in Jazz" oraz "Mozart Goes Jazz"), jednak do jego najbardziej znanych kompozycji należą: "Der Schmalz Tango", "Jasmin Lady", "Double Trouble Blues", "Western Ballad", "Quiet Afternoon", "Sprzedaj mnie wiatrowi". Zbigniew Namysłowski został uhonorowany przez Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Wybitnego jazzmana żegnają koledzy z branży
Jan „Ptaszyn” Wróblewski umieścił obszerny wpis poświęcony artyście na swoim profilu na Faceboooku. Wokalistka Aga Zaryan tłumaczyła z kolei, że Namysłowski zawsze wspierał młodych, a na jednym z festiwali jazzowych tworzył międzypokoleniową atmosferę: „Stworzył młodym, obiecującym, zakochanym w jazzie muzykom miejsce, w którym można było słuchać, a nawet występować z największymi tuzami polskiego jazzu. Pisał wyjątkowe utwory z ciekawymi podziałami rytmicznymi, w nieparzystych metrach. Tworzył swój styl, swój charakterystyczny świat muzyczny, któremu był oddany całym sercem”.
Nie ma Zbyszka Namysłowskiego. To spadło jak grom z jasnego nieba. A dopiero co, planowano byśmy zagrali obok siebie na Zadymce. Zbyszek to był symbol. Kiedy w latach 60 wskoczył na najwyższy szczebel klasy światowej, kiedy w latach 70 nagrał "Winobranie" i "Kuyaviak goes funky" otwarcie mówiliśmy, że jest naj. Stał się dla wszystkich odnośnikiem, tym punktem na topie. Nie szukało się wielkich, amerykańskich, tylko porównywało ze Zbyszkiem, bo On był im równy i od razu wiedziało się ile komu do tego szczytu brakuje. I jak się wszyscy dziwili, że mu się w głowie nie poprzewracało, że nie gwiazdorzył, nie celebrycił.
Ileż to ja razy ściągałem go do Polish Radio Jazz Studio, do Chałturnika. Nigdy nie odmawiał. Jak trzeba było grał i trzeci saksofon, co zresztą kończyło się wyciągnięciem Go w końcu na solo, bo tak grał. A kiedy już stawał przed mikrofonem w studiu i zaczynał nagrywanie, to psuliśmy specjalnie wieloślad i marnowaliśmy taśmę, byle ciągle grał. A klasę i poziom zachował do końca. Chyba dwa lata temu, kiedy miałem wystąpić na koncercie poświęconym Victorowi Youngowi zmogło mnie i trafiłem do szpitala. Zbyszek mnie wtedy zastąpił. O, jak zastąpił. Do dziś boję się jechać do Mławy, bo po tym co On tam pokazał... A miał pomysły i nieszablonowe.
[…] Ale już nie będzie więcej wspólnego grania i pogaduszek. Pozostaną wspomnienia i niebotyczny wkład Zbyszka w naszą jazzową rzeczywistość – pisze Jan „Ptaszyn” Wróblewski.
Źródło: PAP / Karol Żak/RMF24