Sekta „Niebo” w Majdanie Kozłowieckim
Zbór Leczenia Duchem Świętym „Niebo” to nieistniejąca już wspólnota, która od 1990 roku działała w domu w Majdanie Kozłowieckim niedaleko Lubartowa. Osoby, które chciały stać się częścią zgromadzenia, musiały przestrzegać różnych zasad. O tym, co działo się za zamkniętymi drzwiami domu Bogdana Kacmajora postanowił opowiedzieć Sebastian Keller, który spędził tam pięć lat. W tym czasie zdążył nie tylko zostać mężem i ojcem, ale i przeżyć rzeczy, o których wolałby zapomnieć.
Co działo się w sekcie „Niebo”? Specjalna dieta uczestników
Warunkiem, który musieli spełnić wszyscy chcący dołączyć do prowadzonej przez Bogdana Kacmajora wspólnoty, było wyzbycie się majątku i zerwanie kontaktu z rodziną i znajomymi. To był jednak dopiero początek.
Sebastian Keller wspomina w książce, że latem 1993 roku zaczęły się problemy z policją. W końcu służby odwiedziły dom prowadzony przez guru i aresztowały znajdujących się tam mężczyzn, w tym autora. Ze wspomnień mężczyzny wynika, że w więzieniu cały czas musiał przestrzegać specjalnej „niebiańskiej diety”, która funkcjonowała wśród członków zgromadzenia.
Byłem bardzo głodny, bo od paru miesięcy w sekcie nie mogliśmy jeść ani chleba, ani masła, ani wędliny, ani serów. Byłem bardzo głodny i zdenerwowany.
Pomimo wołania organizmu o jakiekolwiek jedzenie, Keller opierał się potrzebom, bo nakazy Kacmajora były silniejsze.
Wówczas wolałem umrzeć niż zjeść kromkę chleba.

Majdan Kozłowiecki 24.11.1996, fot. PAP/Mirosław Trembecki
Niedługo przed tym, jak wydarzyła się akcja z policją, guru ogłosił, że w „Niebie” wszyscy będą jeść jedynie warzywa i owoce. Argument? Tak robili Adam i Ewa w raju. Kacmajor miał też chwalić się, że gdy jeszcze był sam, to robił sobie zupę z trawy. – Więc zaczęliśmy jeść roślinki, dosłownie, łącznie z pokrzywą. Nie można było tknąć niczego innego, tylko warzywa – wymienia były członek sekty.
Aresztowani członkowie musieli przestrzegać takich ustaleń także za kratami. Udawało im się jednak załatwić czasami z kuchni cebulę, marchew czy kapustę.
Potem Kacmajor pozwolił nam jeść już kaszę z sosem, ryż, ziemniaki. Byłem posłuszny do bólu.
Niebianie tworzyli własny język, ale brakowało im wody i prądu
Problemy zaostrzyły się jeszcze bardziej, gdy część osób została zwolniona z aresztu – za kratkami trzymano jednak wciąż Bogdana i jego pomocnika Andrzeja. Choć rzeczywiście atmosfera bez „zamordyzmu, który stosował Kacmajor” była nieco lepsza, to sytuacja materialno-bytowa była tragiczna.
Przede wszystkim odcięto nam prąd i wolę, używaliśmy lamp naftowych, założyliśmy także pompę. Trzeba było pompować wodę ręcznie, aż do przelewu, czyli napełnienia baniaków. Nie mogliśmy używać mydła ani proszku do prania (zakaz Kacmajora, tłumaczenie: w raju tego nie mieli).
Wciąż obowiązywała także ścisła dieta, odrzucająca chleb, masło, sery czy jaja.
To było straszne, przez rok odżywialiśmy się ziemniakami w mundurkach albo gotowaną kaszą. Jeździło się po prośbie po okolicznych wsiach koniem i furmanką, które na szczęście nam zostały. Nie mieliśmy już samochodów, traktorów – nic, totalne dziadostwo. Kacmajor wpędził nas w tak ogromną nędzę, że tylko usiąść i płakać.

Majdan Kozłowiecki, fot. PAP/Mirosław Trembecki
Bogdan wysyłał do swoich ludzi rysowane kredkami obrazki, pisał im też listy – zachęcał w nich, aby grupa stworzyła własny „niebiański język”. Mieszkańcy zaczęli więc pisać fonetycznie, robiąc np. z „Przynieś mi te przedmioty” – „Psyniesi mi te psedmioty”. Tak minęła jesień, po której przyszła zima.
Dobrze, że został piec i drewno, które mieliśmy w lesie, o węglu nie było mowy. Marzyłem o jednym – żeby Kacmajor nigdy nie wyszedł z więzienia, nie chciałem go już oglądać, strasznie się go bałem – pisze Keller.
Sprawdź naszą rozmowę z Tomaszem Kotem, odtwórcą głównej roli w serialu „Niebo. Rok w piekle”:
Artykuł napisano na podstawie książki Sebastiana Kellera „Niebo. Pięć lat w sekcie” (Wydawnictwo Otwarte 2025). Wszystkie cytaty pochodzą z książki.



