Hulajnogą od morza do Tatr
„Objechali już Polskę końmi, na rowerach i szli pieszo, ale takiego co jedzie na hulajnodze to jeszcze nie widziałam” – komentuje Maria Zych Ptasiowa z szałasu na Baligówce. Mowa o Marcinie Kuźmaku, który przejechał na elektrycznej hulajnodze ponad 720 kilometrów! Od Sopotu aż do Zakopanego. 37-latek przyznaje, że zawsze interesował się motoryzacją i nie boi się wyzwań. Dlaczego zdecydował się na tego typu „wycieczkę”? „Dla przyjemności. To wyczyn, którego jeszcze nikt nie dokonał” – mówi w jednym z wywiadów.
Jego podróż na hulajnodze zaczęła się 3 września w Sopocie, a według planu po pięciu dniach miał zakończyć swoją podóż pod Tatrami.
700 kilometrów w 5 dni
„Od małego fascynuje mnie wszystko, co jeździ” – przyznaje ekstremalny podróżnik i opowiada również o jego ostatniej wycieczce rowerowej z Gliwic… do Monachium. Jak widać, długie dystanse to dla niego nie problem. Dodaje również, że jednego dnia pokonał 180 kilometrów, w tym 70 na jednej baterii. Jednak nie adrenalina i ryzyko pociąga go najbardziej. Mimo oryginalnych planów, rozsądek i bezpieczeństwo są dla niego najważniejsze – jak sam przyznaje, najczęściej wybiera lokalne drogi i pobocza.
„Hulajnoga to fajny sprzęt. Mogę ją wziąć ze sobą do pokoju hotelowego i tam ładować jak telefon. Tak właśnie robię” – mówi Kuźmak. Co - poza ładowaniem - może sprawiać problemy w tego typu podróży? Miasta. To właśnie miejskie aglomeracje i przejazd przez nie zajmuje najwięcej czasu: „Tu światła, tam korki...To jest w tej podróży najtrudniejsze”.