Środowy odcinek będzie pełen emocji. Julita, która tym razem naprawdę spodziewa się dziecka z Józkiem, uprze się, by pójść na mecz ukochanego. Będzie chciała zobaczyć piłkarza w akcji. To niestety nie okaże się dobrym pomysłem, bowiem pech będzie chciał, by w trakcie rozgrywki doszło do wybuchu paniki. Powodem okaże się plotka na temat ukrytej na stadionie bomby. Kibice uciekając w popłochu potrącą Julitę. Ciężarna upadnie i zacznie krwawić. Stamtąd trafi do szpitala na stół operacyjny. W wyniku całego zdarzenia kobieta urodzi o trzy miesiące za wcześnie.
Gdy Józek przybędzie do placówki, gdzie znalazła się Julita, usłyszy od lekarza, że doczekał się syna, jednak nie wszystkie wieści będą szczęśliwe: "Ma pan syna. To był zaledwie szósty miesiąc. Dziecko ma czterdzieści procent szans na przeżycie". Los pokaże, że synowi Julity i Józka nie będzie dane żyć. Umrze zaledwie parę minut po porodzie.
W całej tej tragedii para nie będzie się wspierać. Utrata dziecka sprawi, że zrozpaczony Sałatka o nieszczęście będzie obwiniać ukochaną.
"Gdyby Julita została w domu nasze dziecko by żyło" – powie Darkowi.