Historia Słupska. Legenda o tragicznym losie Triny Papisten. Czy naprawdę była czarownicą?

Słupsk to miasto w północnej Polsce, w województwie pomorskim. Jego historia jest niezwykle bogata, a pierwsza wzmianka pochodzi już z roku 1013! Przez lata doczekało się wielu historii i legend. Jedną z nich przybliża w cyklu "Legendy polskie" Justyna Borycka z RMF MAXXX. Poznajmy opowieść o tragicznych losach Triny Papisten...

Plotka czy fakt?

Trina Papisten była silną i postawną kobietą, o ognisto-rudych włosach i delikatnej białej twarzy. Podchodziła do studni, witała się z kobietami, szybko nabierała wody i natychmiast szła prosto do domu. Kobiety przy studni patrzyły na nią złym wzrokiem. Nie mogły ścierpieć, że Trina żyła sobie samotnie i cicho nie żywiąc się plotkami, tak jak one. "Papisten jest szczwaną lisicą. Uważajmy, bo zaznamy od niej jeszcze nie jednej krzywdy!" Mówiła jedna z plotkarek, po czym wszystkie zabrały wiadra i rozeszły się do domów.

Pewnego majowego dnia nad Słupskiem przeszła gwałtowna burza z silnym opadem gradu. Tak silnych opadów i tak wielkiego gradu nie pamiętali nawet najstarsi mieszkańcy. Dzieciaki chętnie się bawiły gradem na ulicach, ale starsi ze zdumienia kręcili głowami. Wkrótce potem miasto nawiedziła plaga gąsienic, które prawie doszczętnie ogołociły miejskie drzewa i krzewy. Ludziom wydawało się to bardzo nieprawdopodobne, i niektórzy upatrywali w tych wydarzeniach sił diabelskich. "To wszystko sprowadził na nas sam diabeł wraz ze swoimi wiedźmami" - twierdziło wielu mieszkańców grodu nad Słupią. Miejskie plotkary szybko rozpowszechniły po mieście informację jakoby Trina swymi czerwonymi włosami potrafiła czarować. Dokładnie nie wiadomo skąd wzięła się właśnie taka plotka. Jednakże plotka szybko się rozprzestrzeniała i wkrótce ludzi przestali kłaniać się rzekomej czarownicy, bojąc się jakiegokolwiek kontaktu z nią. Pewnego dnia przyszedł kat i zaprowadził Trinę do Baszty Czarownic (Hexenturm). Nawet aptekarz Zinecker wskazał na Trinę, w obecności rady miejskiej, jako na bezbożną wiedźmę.

fot. Baszta Czarownic, Słupsk/shutterstock.com

W trzy tygodnie później postawiono Trinę przed sędziami w salach słupskiego ratusza - wtedy jeszcze mieszczącym się na Starym Rynku. Kat chwycił ją za włosy i zaciągnął przed sędziów. Ci długo modlili się, i gdy tylko Trina powiedziała "Ojcze Nasz" burmistrz zaczął ją przesłuchiwać, a ona odpowiadała na pytania.

- Czy potrafisz czarować?
- Nie, ja nie mam pojęcia o czarowaniu.
- Czy byłaś kiedyś na Blocksberg? (Wzgórze Wisielców - okolice strzelnicy sportowej)
- Nie, ja nie znam żadnego Blocksberg. Sama chodziłam jedynie po chrust na Wzgórza Nipnowskie (okolice wsi Niewiarowo).
- Czy pokazał się tam tobie diabeł?
- Nie, chyba Bóg by mnie przed tym uchronił.
- Tak, więc nie masz do czynienia z diabłem i nie umiesz czarować?
- Tak, nie umiem.
- Więc jak wytłumaczysz, że w maju zdechły wszystkie świnie na twojej ulicy?
- Tego nie mogę wiedzieć. Mogła być tego przyczyną jakaś zaraza.
- Więc nie masz pojęcia skąd to wielkie gradobicie i skąd wzięły się te gąsienice?
- Nie, nie mam najmniejszego pojęcia.
- Więc nadal utrzymujesz, że nie jesteś wiedźmą?
- Nie jestem, tak mi dopomóż Bóg.

Teraz przed sądem zeznawał jeden z możnych i opowiadał o Trinie następującą historię: "Pewnego dnia przyszła do mnie Trina Papisten, aby pożyczyć trochę płótna. Nie dałem jej tego, o co prosiła. Godzinę potem przyszedł mój parobek z końmi po bronowaniu. Gdy konie stały przed stodołą, nagle stanęły dęba. Obaliły parobka i stratowały na śmierć. Jestem szczerze przekonany, że to właśnie ona zaczarowała moje konie, bo nie dałem jej tego płótna. Innego razu przyszła do mojej żony żeby rozmienić srebrny, polski talar. Moja żona tego nie uczyniła i wkrótce potem jak szła na gospodarstwo żeby zobaczyć, co ze słodem, stanęła jak wryta i nie mogła się ruszyć. Stała tam jak kołek w płocie i nie mogła nic zrobić. To z całą pewnością tez jest sprawka tej Triny i jej czarów."

Inna mieszczka opowiedziała taką historyjkę: "Pewnego zimowego wieczoru, jak siedziałam w domu, przez okno zobaczyłam, że nad domem Triny z komina unosi się długi, czerwony ogon. To pewnie był diabelski ogon, bo wtedy właśnie odwiedził Trinę diabeł."


Kolejni sąsiedzi opowiadali masę, niestworzonych bzdur na temat Triny. Po tym sędzia ponownie zapytał Trinę:

- Wyznajesz ty teraz, że jesteś wiedźmą?
- Nie, na Boga, ja jestem niewinna!

Sędziowie na to stwierdzili, że Trina jako zatwardziała grzesznica, która dobrowolnie nie chce się przyznać do swoich konszachtów z diabłem, musi zostać poddana torturom. Tylko tortury kata będą w stanie zmiękczyć ją i doprowadzić do przyznania się do czarów. Biedna kobieta została zaprowadzona do więzienia. Jej mąż i dzieci przychodzili ją odwiedzać. Mąż pytał:

- Powiedz kochana Trino, czy to prawda, co źli ludzie o tobie opowiadają?
- Nie, mój kochany, jestem niewinna jak niemowlę. Nie obawiam się niczego, bo przecież sam Bóg będzie nade mną czuwał. Nie pozwoli na to żeby oni mnie zbytnio męczyli i torturowali, bo przecież ja niczego złego nie zrobiłam.

Niestety Trina była wciąż torturowana. Pewnego dnia do jej celi przyszedł kat w swoim czerwonym stroju wraz ze swoimi pomocnikami. Założyli Trinie czarną koszulę męczennicy i wszyscy razem udali się z ciemnej piwnicy na górę Baszty Czarownic, gdzie była katownia. Tam czekali już na nich sędziowie. W katowni zapanowała atmosfera grozy. Kat patrzył na Trinę wściekłym wzrokiem i powiedział: "Powinnaś być tu rozciągana tak długo, aż będzie przez ciebie słońce prześwitywało." Przez dłuższą chwilę Trina wytrzymywała tortury, ale kiedy kat zaczął kapać jej na ciało rozgrzany ołów nie wytrzymała bólu i zaczęła krzyczeć, żeby ją puścili, a ona przyzna się do wszystkiego, czego od niej zażądają. Zeszli, więc wszyscy do pokoju sędziowskiego. Sędzia zadawał kolejne pytania, a pisarz zapisywał wszystko gęsim piórem. Trina zeznała:

- Tak, jestem wiedźmą. Bardzo dobrze znam diabła. Ochrzcił mnie on sam w strumieniu w Kobylnicy. Tam właśnie przysięgałam mu wierność i to, że nie będę więcej bożą służką. Umiem również dobrze czarować. Tego nauczyła mnie stara Lüllewitz, kiedy mieszkałam w Postominie. Ona niestety już nie żyje. To właśnie ja rzuciłam urok na wszystkie krowy na mojej ulicy i one już teraz nie powinny dawać mleka.

I mądrzy sędziowie uwierzyli kobiecie, długo zastanawiali się nad wyrokiem. W końcu orzekli, że jako bezbożna wiedźma powinna zostać żywcem spalona na stosie.
Dwa dni później wokoło Baszty Czarownic zebrało się wielu zaciekawionych mieszkańców miasta - mężczyzn, kobiet  i dzieci.
Chwilę później na miejsce kaźni została sprowadzona również Trina Papisten. Na wozie drabiniastym, na wiązce słomy siedziała Trina wraz z katem. Ręce kobiety były związane na karku. Sędziowie jechali za nimi mniejszym wozem. Wóz z Triną był strzeżony przez dziesięciu ludzi uzbrojonych w widły. Oni czuwali również nad tym żeby gawiedź nie zbliżała się zbytnio do skazanej.

Większość ludzi wcale nie litowała się nad biedną Triną. Wciąż było słychać głupie docinki i złośliwe dowcipy. Sznurami wciągnięto wiedźmę na szubienicę, przy której zbudowano z polan stos. Po prawej stronie, w stosie, postawiono dość duży pień. Do tego pnia przywiązano Trinę. Zaraz po tym jak sędzia potępił działania Triny kat podłożył ogień pod stos. Ze względu na to, że drewno było wilgotne stos rozpalał się powoli. Dzięki temu nad stosem unosił się gęsty dym, co było zbawieniem dla udręczonej kobiety. Trina udusiła się w gęstym dymie i, gdy pierwsze języki ognia sięgnęły jej ciała, już była martwa i niczego nie czuła.

I tak właśnie zginęła Trina, ponieważ głupi i zawistni sąsiedzi oskarżyli ją o czary. W domu natomiast jej mąż i dzieci płakali po niej bardzo mocno i długo, tak bardzo, że prawie stracili wzrok.

fot. shutterstock.com

Znasz ciekawą historię?
Napisz – bajecznapolska@rmf.fm

Słupsk, to nnie tylko miasto czarownic...

Nad rzeką Słupią, na Pobrzeżu Koszalińskim, w odległości 18 km od Bałtyku, leży Słupsk. Warto w nim zobaczyć choćby kościół Mariacki z krzywą wieżą, Zamek Książąt Pomorskich, Basztę Czarownic czy 100 letni Ratusz Miejski, ale i Pocztę Główną. Dlaczego?

Bo właśnie tu pracował człowiek, który był pomysłodawcą pocztówki. Nazywał się Heinrich von Stephan. Urodził się w Słupsku. Swoją karierę zaczynał, jako zwykły pisarz pocztowy. Był jednak bardzo pracowity a jego awansowi, pomógł jak to zwykle bywa przypadek...

Poznaj historię... pocztówki!  >>Czytaj więcej<<

Wybrane dla Ciebie

Zobacz także

Gorący temat

Emilia Dankwa o powrocie "Rodzinki.pl". "Coś się zaczyna dziać"
Niedawno pojawiły się informacje o tym, że "Rodzinka.pl" ma powrócić na antenę Telewizji Polskiej. Teraz głos w tej sprawie zabrała Emilia Dankwa, serialowa Zosia.

Reklama

Najnowsze wpisy

Nie przegap

Reklama